Jestem w Ugandzie
Witam Wszystkich bardzo serdecznie !
W ostatnim swoim liście wspominałem, ze czas pustyni zbliża się do
końca i zanosi się na zmiany. To stało się faktem. Po pól roku pracy na
Pustyni Kaisut w Kenii musiałem opuścić kraj ze względu na wizę, która
nie została niestety przedłużona na kolejne pół roku. W międzyczasie
zaczęliśmy z Ośrodkiem Misyjnym w Warszawie szukać alternatyw bym mógł
jeszcze popracować w Afryce przez te kilka miesięcy. Znaleźliśmy w
sąsiednim kraju Ugandzie.
Opuściłem Kenie w drugiej połowie
kwietna, jadąc autobusem pełne 13 godzin z Nairobi do stolicy Kampali.
Od miesiąca jestem w Ugandzie w miejscu Męczenników Ugandyjskich i
pracuje z chłopakami ulicy w Namugongo. Jest to miejsce oddalone około
13 kilometrów od Kampali, gdzie znajduje się ośrodek wychowawczy
salezjanów. Przed kilkoma laty miejsce to należało do jezuitów, którzy
przekazali je właśnie salezjanom. Obecnie pracuje tu tylko jeden
ksiądz, Polak - ks. Ryszard Jóżwiak. Do pomocy ma jednego brata i kilku
miejscowych świeckich, tzw. wujków, którzy opiekują się grupami
chłopaków. Gdy przyjechałem do Namugongo zaraz na drugi dzień zostałem
takim wujkiem 120 chłopaków, bo tylu mieszka w osrodku. Na miejscu
pracuje tylko jedna kobieta tzw. Mama
Małgorzata, ciocia Angela mająca na głowie cala gromadę chłopaków,
którym gotuje, pierze, sprząta, podaje lekarstwa gdy są chorzy; jest
taka dobra mama jaką miał ksiądz Bosco i jego chlopcy; czasami się jej
dziwię skąd ona ma tyle cierpliwości.
Chłopcy są w rożnym wieku -
od 7 do 17 lat; 4 z nich jest zarażonych wirusem HIV. Każdy z nich ma
swoje własne problemy, które czasem trudno sobie wyobrazić.
W
Ugandzie , jak i całej Afryce jednym z większych problemów są macochy;
przekonałem się o tym gdy do naszego ośrodka trafił chłopak, z rana na
głowie; zapytany co się salto odpowiedział,
ze macocha roztrzaskała mu butelkę na głowie; inny że go pobiła,
jeszcze inny mówi, ze uciekł na ulice, bo nie chciał patrzeć jak w domu
ojciec i matka traktują się na wzajem; taka jest tu rzeczywistość;
takich problemów tych chłopców można mnożyć i mnożyć i się nie ma co
dziwić, ze potem można spotkać takich chłopaków na ulicy,
zdeprawowanych, wąchających klej, uprawiających prostytucje, skoro nie
zastali miłości domowej. My staramy się pomóc im jak możemy, poprzez
zapewnienie im dachu nad głowa, żywności, miejsca w którym mogą się
uczyć, bycia z nimi, rozmawiania, wspólnej modlitwy; to wszystko ufam
że przyczyni się do tego - jak mówił ks. Bosco - by stali
się normalnymi ludźmi, uczciwymi obywatelami i dobrymi chrześcijanami.
Ostatniego tygodnia ksiądz przywiózł kolejnych 6 chłopaków; początkowo
miało być 60, dziś jest ich 130; Będzie to ich miejsce w którym bada
mieli możliwość doświadczyć wszystkiego, co może dać prawdziwy dom.
Wierze, ze to nie przypadek, że tu są, że Pan tak chce, bo przecież
powiedział i nadal mówi chłopakom będącym tutaj: "Czyż może matka
zapomnieć o swym dziecku, ta, która kocha syna swego łona? A nawet,
gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie." Iz 49, 15
,Tomasz Skiba